Tytułem wstępu – “Winne wtorki” zmieniły formułę, to się przyłączam.
Temat na ten wtorek: wino ze szczepu Grüner Veltliner, do złotych sześćdziesięciu. Nie słyszeliście o takowym wcześniej? Cóż, okazuje się, że to najpopularniejszy, wręcz flagowy szczep austriacki. Przytaczając “Leksykon Daumonta: Wina” Christiny Fischer wina z tego szczepu są wytrawne, lekko pieprzowe o pikantnym posmaku i powinno się je pić w przeciągu dwóch, trzech lat po zabutelkowaniu. Znaczy zapowiada się ciekawie, tylko najpierw trzeba tego zielonego Weltlusia mieć.
Poszukiwania zacząłem od własnych zapasów, gdyż mi się kołatało w głowie, że próbując wina oferowane przez Becksteiner Winzer eG takowe też się tam przewinęło. Widać jednak niemiecki Grüner Veltliner wrażenia na mnie nie zrobił, bo go w piwniczce nie znalazłem. Trzeba się zatem było udać do sklepu. Poszedłem do osiedlowej Almy. Wiem, wiem, pisałem kiedyś że drogo, ale bardziej cesarsko-królewskich delikatesów na Pomorzu nie ma. Chciałem też przy okazji przetestować wirtualnego doradcę na stoisku z alkoholami. Za bardzo nie przetestowałem, bo trzy kliknięcia uświadomiły mi, że Grüner Veltlinera w Almie nie dostanę. Choć przynajmniej nie zmarnowałem godziny na regałów przetrząsaniu.
Wybór numer dwa – Makro Cash and Carry, pamiętałem że na winach regał zatytułowany “Austria” widziałem. I nie zawiodłem się, jak zwykle zresztą, był i regał, i Weltuś. Jeden jedyny co prawda, z napisem “prestige” na etykiecie co z automatu czyni mnie podejrzliwym, ale w rozsądnej cenie i z białoczerwoną pieczęcią austriackiej kontroli państwowej. Zatem uległem, z półki zdjąłem i do kasy poszedłem. A teraz chwila prawdy nastąpi.