Temat na ten tydzień – syrah, ale nie shiraz i nie z Australii. Zatem Bleasdale’a odpuszczam sobie i kieruję się w stronę klasyki, czyli stylu Côte-Rôtie. Ale żeby było ciekawiej, choć zgodnie z francuskim kanonem przygotowywana, z nowozelandzkiego terroir* pochodzić ona będzie. Dokładniej zaś z Wyspy Północnej, regionu Hawkes Bay.
Jeśli zaś wino z Nowej Zelandii, to [short commercial break] ciężko się w nie zaopatrzyć w innym miejscu, niż w moim ulubionym sklepie z winem, czyli w Wine Express. [/short commercial break] Ja zaś wino w tej notce opisywane od Wine Express do oceny dostałem, co nie ukrywam cieszy mnie. Bo dostać syraha, a nie kupić syraha, to jak mieć dwa syrahy, czy jakoś tak.
Się mi dygresja rozrosła, może do wina wrócę. Francuską apelację Côte-Rôtie, na której oceniany Nowozelandczyk się wzoruje, znajdziemy w północnej części Doliny Rodanu. Pochodzące stamtąd wina, tworzy się wspólnie fermentując winogrona szczepów syrah i viognier (do 20%). Zwracam uwagę na sformułowanie “wspólnie fermentując”. To nie jest typowy kupaż, w przypadku którego fermentujemy winogrona poszczególnych szczepów w osobnych kadziach, a następnie mieszamy uzyskane płyny razem. W przypadku Côte-Rôtie czerwone winogrona syrah i białe winogrona viognier** od samego początku lądują w tych samych zbiornikach. Zalety i wady kofermentacji, bo tak się ta metoda nazywa? Zacznę od minusów. Raz ustalonych proporcji wsadu winogronowego zmienić się nie da, czyli od intuicji i doświadczenia winiarza zależy bardzo wiele. A plusy. Podobno na kofermentacji zyskuje głównie kolor czerwonego wina, dzięki turbodoładowaniu otrzymanemu od, niespodzianka, pigmentów zawartych w białych winogronach.
Przechodząc do szczegółów technicznych. Czerwone wino nowozelandzkie, Syrah z winnicy Woodthorpe, od producenta Te Mata, rocznik 2007. Jak wspomniałem wino w stylu Côte-Rôtie, czyli z kofermentowanych czerwonych winogron syrah (95% dla omawianego rocznika) i białych winogron viognier (5%). W beczkach dębowych, dąb francuski, spędziło miesięcy piętnaście. Z ciekawostek warto wspomnieć, że producent deklaruje klarowanie metodą naturalną (białka jajek), a także zerowy poziom cukru resztkowego i trzymanie sie z daleka od sztucznie dodawanych garbników. Dodajmy do tego udział w programie “New Zealand Sustainable Winegrowing” i jesteśmy tak blisko okolic win biodynamicznych, jak bym chciał się znaleźć. Wzrok: błyszczące, o intensywnym, równomiernym ciemnoczerwonym kolorze. Tu i ówdzie słabe purpurowe refleksy. Jeśli zaś o klarowność chodzi, to nie mętne, ale też nie krystalicznie przejrzyste. Określiłbym je jako naturalne. Nos: korek trzask, owocowy obłok puff. Aromat: jeżyna, jeżyna i cała reszta jako tło. Reszta, czyli czarny pieprz, trawa, goździki. Ale przede wszystkim jeżyna. W teorii viognier ma właśnie owoc od syraha pochodzący uwypuklać i dodawać aromaty roślinne. Powiem tak, ta butelkę teorię potwierdziła w praktyce, w całej rozciągłości. Bukiet, od dębiny – waniliowy, dopełniający zgrabnie, bez nachalności i trocin. Usta: owoc, kwaskowatość i odwrotnie na zmianę, dalej garbniki, czekolada. Dżemowatości brak, na użytek dżemowatości niechętnych wspomnę. Kwartami: pierwsza to kwaskowatość rosnąca szybko do poziomu wysokiego. W drugiej kwaskowatość stabilizuje się na poziomie średnim, dochodzą garbniki winogron i dębu, także poziom średni. W końcu pojawia się owoc (jeżyna, a jakże) na poziomie średnim plus. W trzeciej owoc wybija się na plan pierwszy (poziom wysoki), dalej średnia kwaskowatość i garbniki średnie minus. Czwarta utrzymuje status quo z trzeciej, i trwa, trwa, trwa. Finisz doprawdy spektakularnie długi, dwie, trzy, cztery minuty. Posmak owocowo-kwaskowaty, przyjemny. W dotyku gładkie, krystaliczne wręcz. Punktacja, wykresy i inne technikalia tradycyjnie w osobnym pliku – tutaj.
Podsumowując. Niby viogniera procent tylko pięć, a swoje zadanie spełnia. Owocowość tego syraha jest niesamowita i tak mocny przymiotnik jest tu użyty z pełną świadomością. Dodatkowe zaś aromaty (pieprz, trawa, goździki) wyraźnie odróżniają Woodthorpe Syrah od soczków owocowych. To zaś czego mi brakuje, to więcej akcji w bukiecie, dopełnia sprawnie, ale przy takim aromacie chce się fajerwerków wszędzie. W ustach zaś zaskakuje kwaskowatość, bynajmniej nie viogniera, która czyni to wino nad wyraz orzeźwiającym. I o finiszu nie wspomnieć szkoda by było. Długi, bardzo długi, bardzo, bardzo długi. Oceniany chwilę później tokaj pięcioputonowy wydał mi się tylko mignięciem smaku, daje do myślenia. Zaś do wina z Te Mata wracając. Niesamowity owoc, niekończący się smak, reszta na miejscu i rozsądna cena. Nie ma co się zastanawiać.
Jak podawać? W temperaturze 18-21°C, w kieliszkach do wina czerwonego. Oddychać nie musi, choć jeśli chcemy garbniki uwydatnić, to otworzyć na godzinę, czy dwie przed podaniem nie zaszkodzi. Karafki i dekantacji nie potrzebuje. Kiedy i do czego podawać? Zamiast popołudniowej, czy wieczornej szklanki soku owocowego sprawdzi się doskonale. A o ile bogatsze doznania dostarczy. Jako akompaniament obiadu natomiast, także, pod warunkiem że na talerzu mamy kuchnię śródziemnomorską, tudzież mięsa czerwone i krwiste ale delikatne. Można też wieczorową porą do deski serów miękkich i aromatycznych. |
![]() | Syrah u pozostałych: WINniczek Jongleur Uncle Matt in Travel Białe nad Czerwonym Viniculture SStarwines Czerwone czy białe? Do Trzech Dych |
* popularne wśród winomaniaków słowo, będące czymś więcej niż odniesieniem do samej gleby, na której wino wyrosło. Terroir to także klimat, kąt i kierunek padania promieni słonecznych, warunki wodne, a dla niektórych także sposób w jaki ziemia jest uprawiana.
** kapryśne, trudne w uprawie i mało wydajne, o niskiej kwasowości, ale o silnym, złożonym aromacie (brzoskwinie, cytrusy, akacja).
3 komentarze:
To to fakt. Wine Express bardzo uczciwe wina sprowadza. Jeszcze ani razu nie wpuścili mnie na minę. Jedyną wadą są relatywnie wysokie ceny. Tym bardziej musi cieszyć otrzymanie takiego prezentu.
Winszuję świetnej notki.
@biale nad czerwonym
Mój sposób na dobrą cenę w Wine Express jest prosty - kupuję po kartonie, nie pojedynczo. To już daje mi solidny rabat. Co więcej z czasem dochodzi rabat dla stałego klienta, no i warto patrzeć na promocje na ich stronie głównej. Wydaje się, że są to promocje prawdziwe, a nie w stylu: nadmuchajmy cenę razy dwa, a później dorzućmy drugi karton gratis.
Jest też temat końcówek serii, kiedy zdarza się wyrwać flaszkę w stylu opisywanego dwie notki niżej syraha z Waterstone, za pięćdziesiąt parę, zamiast osiemdziesiąt parę.
Jeszcze odnośnie kupowania po kartonie. Nie cały dla mnie oczywiście jest, ale ponieważ wina dobre mają, to wśród rodziny, znajomych, koleżanek i kolegów z pracy zawsze się chętni na współudział znajdą.
Errata. Syrah jest nie dwie, a pięć notek niżej. Zagapiłem się.
Publikowanie komentarza