Była Chorwacja, była Rumunia, czas na Słowenię. Na zaproszenie organizatora, Tratoria – DOM PRzyjaciół Wina, uczestniczyłem pod koniec listopada w przekrojowej degustacji, win słoweńskich właśnie. Było win sto kilkanaście od dwudziestu pięciu producentów, spróbowałem win prawie osiemdziesiąt od producentów dwudziestu. I o własnych siłach do busa na Gdańsk dotarłem, zatem umiar zachowany został. A wrażenia?
Zacznę od ogólnych. Terytorialnie Słowenia to tereny wyżynne, tereny górskie, tereny nadmorskie i wręcz morskie, bo jak inaczej nazwać winnicę z trzech stron otoczoną wodami Adriatyku. Szczepowo zaś, mamy szczepy międzynarodowe, regionalne i autochtoniczne. Międzynarodówka w białych to głównie: chardonnay, robione na świeżo, tudzież po francusku, sauvignon blanc w stylu piernym, nowozelandzkim, rieslingi mineralne, owocowe i te z pól naftowych, a także muskaty nie tylko słodkie, ale i wytrawne. Natomiast w czerwonych internacjonałach przeważają merlot i cabernet sauvignon w wersjach świeżych, soczystych lub zdębiałych, waniliowych.
Przechodząc do szczepów regionalnych, najbardziej rozpoznawalny zapewne to malwazja w Słowenii malvaziją zwana. Oprócz tego z białych rebula, zbratana z ribollą giallą włoską blisko. Z czerwonych zaś teran i refošk, oba z włoskim refosco powinowate. Jednak słowom jednego z winiarzy zawierzając teran to dandysowate włoskie refosco*, zaś refošk to słoweński, charakterny, jedyny. Autochtonów natomiast namierzyłem wyłącznie białych, pinelę i zelena z zielonością kojarzącego się prawidłowo. Zatem do wyboru i koloru. Terytorialnie kraj skromny, ofertą szczepów wielki. Czy również różnorodnością aromatów i smaków?
I tak, i nie. Wśród win prezentowanych, różnorodność i wierność winogronu była cechą dominującą u win świeżych, niebeczkowanych. Tu dygresja krótka. Najbardziej ze szczepów wszystkich aromat rebuli mi w pamięci utkwił, farbki plakatowe z lat młodzieńczych przypominający. Zaś brak różnorodności i wierności winogronu był cechą dominującą wśród win beczkowanych, niestety. Choć winiarze, jeden przez drugiego, zapewniali w rozmowach, że beczki używane po wielokroć, że dębina ma uzupełniać nie dominować, że robić chcą wina słoweńskie nie internacjonalne, to rzeczywistość skrzeczała. W przypadków większości znakomitej. Może dlatego, że nie odetchnęły, że z butelek nie karafek serwowane były. Nieważne, nie mój problem brutalnie mówiąc. Spośród win beczkowanych, osiem na dziesięć waniliowymi potworami było. Smutne acz prawdziwe. Zatem uogólniając, jeśli wino słoweńskie to raczej ze stali, niż z dębu.
Uwag ogólnych wystarczy, czas skupić się na producentach. Zacznę od trójki, która mi w pamięci zapadła najmocniej, czyli arystokraty, technokraty i artysty ludowego. Następnie zaś w streszczeniu pozostałych omówię.