
Wino i woda, woda i wino. Przy temperaturze w cieniu równej stopniom trzydziestu sześciu, w słońcu odczuwalnej na poziomie stopni czterdziestu paru kolejność ma znaczenie. I ilość. Jeśli lunch, czy kolację zaczniecie od kieliszka wina, kuszącego szronem ścianek, to już właściwie po was. Spragnione wody ciało wyssie zażytą porcję wilgoci do cna wraz z zawartym w niej alkoholem. Po krótkim momencie euforii skręcicie się w bólu, bólu na poziomie komórek.
Może trochę przejaskrawiłem, ale nie bez powodu woda jest nieodłącznym elementem włoskich posiłków. Stranieri wiosną, jesienią czy zimą często tą pozycję ignorują, bez konsekwencji. Natomiast latem ignorować wody przy posiłku nie sposób. Jedna, druga, trzecia, czwarta szklanka. Tak przy piątej można wreszcie sięgnąć po kieliszek wina. I wypić ze smakiem, bez konsekwencji.