Po idyllicznym Pinhão zawitaliśmy nad ocean, tak na dwa dni, co by się nim nasycić. I rzeczywiście, czterdzieści osiem godzin wystarczyło aby w pełni nasycić się oceanem. Czterdzieści osiem godzin przesiąkania ogłuszającym rykiem fal rozbijających się na skalistej krawędzi kontynentu. A to była co najwyżej siódemka pana Beauforta. Zestawiony z Bałtykiem, Atlantyk zaprezentował się niczym silnik turboodrzutowy przy odkurzaczu. Bez uciekania się do tanich sztuczek w stylu huraganowego wiatru z deszczem i gradobiciem.
Zapraszam do fotorelacji.