Skontaktował się ze mną importer win włoskich, firma Salute. Zaproponowali, żebym wybrał trzy wina z ich oferty, ocenił i opisał na blogu. Takie propozycje to ja lubię. Zgodziłem się. Poszedłem w czerwone wino rzecz jasna.
Dziś pierwsze z trójki, nawiązujące do niedawnych piemonckich refleksji nebbiolo, które nazwałbym “dla niecierpliwych”. Na dojście barolo, czy barbaresco do optimum trzeba czekać dekadę, a nawet dłużej. A “zwyczajnemu” nebbiolo sześć, siedem lat wystarcza. Robi różnicę, nieprawdaż?
Zanim do wina przejdę jedna dygresja. Miało być sparowane z potrawą właściwą. Nawet artykuł poważny znalazłem, który rozkłada szczep nebbiolo na pojedyncze molekuły, i przestudiowałem dogłębnie. Wyszło mi, że stek z amerykańskiej wołowiny i kopytka dyniowe podpasują idealnie. Jednak plany planami, życie życiem, pomysł musi poczekać na nowy rok. Tymczasem dziś będzie nebbiolo saute.